To nie jest recenzja książki ani jej krytykowanie, to są jedynie moje refleksje i rozważanie, nakierunkowane na tytuł pozycji.
Ostatnio szukając w "Googach" porady dotyczącej wychowania dzieci natknęłam się na pozycję "Jak wychować dziecko bez nagród i kar".Zastanowił mnie on troszkę i zaczęłam rozważać.
Bo jak to? Bez kar? Bez nagród?
Wszędzie jest system kar i nagród.
Nawet w pracy. Premie motywacyjne, absencyjne. Nagany, nagany z wpisem do akt, dyscyplinarki.
Dlaczego dajesz z siebie wszystko w pracy? Bo liczysz na nagrodę w postaci premii. Dlaczego sumiennie wywiązujesz się ze swych obowiązków, uważają, by nie popełnić błędu? Bo boisz się nagany czy zwolnienia! System kar i nagród widać tu jak na dłoni!
To, co przepraszam bardzo? Dziecko to nie jest normalny człowiek, którego należy skarcić za złe czyny a nagrodzić za dobre.
Oczywiście nie mówię tu o nie wiadomo jak restrykcyjnych karach, typu klaps (którego jestem przeciwnikiem), brak jedzenia, czy zamykanie w piwnicy na cały dzień itp.
Kary, jakie stosuję ja to słynne chowanie zabawek, wyprowadzenie do łazienki na 10 minut, aż się dzieciak uspokoi, brak słodyczy, czy przekąsek oraz najbardziej skuteczne w ostatnim czasie przywoływanie do porządku przy pomocy krowy. Nie wyobrażam sobie, innego modelu wychowywania. Jeśli nie karą, to czym mam nakierować dzieci, na lepsze zachowanie?
Proszę Państwa, przedstawiam Wam tę oto mućkę. Straszak na dzieci. Przywiozłam ją z domu rodzinnego i z jej pomocą wprowadzam dyscyplinę. Stoi stole na podwórku i pilnuje, by nie uciekali czy się nie bili:
No ale mój system wychowawczy nie opiera się jedynie na karach, których wierzcie mi nie ma znowu tak wiele. Przede wszystkim się nagradzamy.I również nie wyobrażam sobie wychowania dziecka bez systemu nagród. Oczywiście nie mówię to o sytuacjach takich, jak np. za każdą piątkę dostaniesz 5 zł, czy za posprzątanie swojego pokoju dostaniesz dyszkę! Nie no, nie popadajmy w skrajność. Dziecko ma znać swoje obowiązki (oczywiście stosowane do jego możliwości- nie wymagajmy od dziecka z dysortografią szóstek za dyktando, czy od 7-latki tego, że ugotuje obiad!) i sumiennie się z nich wywiązywać. Nagradzamy małe sukcesy- pierwszy samodzielnie zjedzony posiłek, pierwsza (!!pierwsza!!) piątka, pierwsze świadome skorzystanie z nocnika, pierwszy samodzielny powrót do domu itp.. Możemy nagrodzić nieprzyjemności- choroba, szczepienie, zastrzyk. Nie mówimy tu o nie wiadomo jakich prezentach, ot, takich symbolicznych, mających zmotywować dziecko.
Nasze dzieci są zarówno karane, gdy są niegrzeczne, jak też nagradzane. Nie mam zamiaru tego zmienić. Powiem Wam, że śmieszą mnie komentarze w internecie, gdy jedna z drugą przechwalają się, jakie to mają idealne i grzeczne dzieci, że wychowują zgodnie z radami zaczerpniętymi z poradników, że to, że tamto. Każde dziecko ma "swój okres", gdy jedynym marzeniem rodzica jest wysłać go w kosmos i sprowadzić na ziemię, dopiero jak się uspokoi. Ja tak mam czasem kilka razy dziennie, ale niestety nie stać mnie na rakiety ;p ;p ;p
Gdybym ich nie ukarała, gdybym nie była stanowcza w egzekwowaniu czegośtam, już dawno wylądowałabym w psychiatryku. Powiem Wam szczerze, że tytuł książki nie wzbudza we mnie "chęci poprawy", choć jak zaznaczyłam wcześniej- NIE CZYTAŁAM JEJ, zaś moje refleksje spowodowane były jedynie tytułem.
A jakie jest Wasze zdanie? Bo może ja się mylę, może któraś z Was czytała ową książkę?
Spodobał Ci się mój post? Bądź na bieżąco- polub wariatów na Facebooku